-Więc.. – zacząłem w oczekiwaniu na Liama i
Nialla – ten tatuaż. Wytatuowałeś sobie tą myśl, bo…
-Bo wcale nie spieszy mi się do bycia dorosłym.
Życie traktuję jako dzieciństwo – beztrosko, z uśmiechem na twarzy. Nie ma u
mnie tak, że jak mam już osiemnaście lat to będę się nazywał dorosłem. Nie.
Jestem dzieckiem. Zawsze nim będę.
-Dokładnie. – skwitowałem. – Lubię twój styl
życia, wiesz? Od początku miałem Cię za duże dziecko. – posłałem ku Harremu
uśmiech.
- Dziękuję za komplement. – Styles roześmiał się.
-Siemasz Larry. – z naszej rozmowy wyrwał nas
Liam, który wtargnął z Niallem na tylnie siedzenie.
-Siemasz co!? – odwróciłem się z Harrym do tyłu,
by posłać Chłopakom głupi wyraz twarzy.
-Louis
I Harry to Larry. Larry Stylinson. – wyjaśnił Niall. Lekko się
uśmiechnąłem, odwracając się do Harrego. Wnioskując po jego uśmiechu spodobał mu
się ten pomysł.
-Cześć Niam. – przywitał tyły Harry wracając do
poprzedniej pozycji. – Larry Stylinson… - wyszeptał cicho, uśmiechając się pod
nosem. Ruszyliśmy na Oxford.
~poniedziałkowy lunch~
-Ym… zaraz wracam, muszę iść do toalety. –
powiedział Harry wstając z miejsca.
-Co wczoraj robiliście? – spytał Liam z
zainteresowaniem, gdy Loczek oddalił się na tyle, by nie słyszał naszej
rozmowy.
-Byłem u Harrego. Na obiedzie… i zostałem na
śniadaniu. – powiedziałem spokojnym głosem bawiąc się moimi palcami pod stołem.
Zaraz poleci z ust Liama milion pytań…
-Wohaa! – zareagował Niall. – Wczoraj była
niedziela. Wiesz co to oznacza?
-Noo.. – jęknąłem. – Wiem. Cieszę się z tego, ale
było kilka niezręcznych momentów.
-Jakich? – spytał Payne.
-Ym.. na przykład… po obiedzie poszliśmy na
spacer po okolicy i natknęliśmy się na Malika. I Harry tak dziwnie zareagował..
omal mi nie zgniótł ręki. Z resztą Zayn wcale nie lepiej. To coś szklanego co
trzymał w dłoniach narobiło dużo huku, gdy się tłukło. I wpatrywał się w nas
przez kilka sekund z wyciągniętymi przed siebie dłońmi, a później ruszył
szybkim krokiem przed siebie. – spojrzałem na Liama, który wydał się tym
nieporuszony. Oni też coś wiedzą.
-Co na to Harry? Spytałeś się co znaczyła jego
reakcja? – ze stoickim spokojem spytał mnie Liam, jednak jego mokre ręce go
zdradziły.
- Nie chciał o tym mówić. Ty też nie chcesz o tym
mówić. Wy – wskazałem palcem na ich dwójkę – coś wiecie. Ba, myślę, że wiecie
wszystko. A ja nie wiem nic.
-Wiemy. – odezwał się Niall, na co Liam go
spiorunował wzrokiem. – No co! To nasz przyjaciel, prawda? – zwrócił się do
Payne, który wywrócił oczami.
-Coś tam wiemy. Z pogłosek, które krążyły po
uczelni. Jednak myślę, że musisz poprosić Harrego, by Ci to wyjaśnił… - Liam
posłał ku mnie lekki uśmiech i dotknął moich splecionych palcy na stole, jako
znak pocieszenia. – Coś jeszcze się wydarzyło?
-Ym.. Harry nie jest gotowy na… ym… na wszelkie
bliższe kontakty niż całowanie i przytulanie. – powiedziałem na jednym tchu.
-Och… ma dopiero 18 lat, zrozum Go. – skwitował
Niall. Jego wypowiedź mnie zaskoczyła.
-Rozumiem to, szanuję to i cieszę się na swój
sposób z tego. Nie mam do niego żadnych pretensji. Ale Liam się spytał czy coś
się jeszcze wydarzyło, więc odpowiedziałem. – uśmiechnąłem się pogodnie w ich
stronę i w tym samym momencie zauważyłem Harrego wchodzącego na stołówkę. Wyprostowałem
się na krześle – dopiero teraz zauważyłem, że razem z Liamem byliśmy pochyleni
nad blatem – i wziąłem małą porcję sałatki owocowej.
-Coś mnie ominęło ciekawego? – spytał Harry, gdy
dołączył do nas.
-Raczej nie. Mówiłem Louisowi, że Dwa dni w Nowym Jorku to bardzo fajny
film. – powiedział Liam.
-Ach tak, coś tam o tym słyszałem. – skwitował
Harry.
Lubię ten wspaniały moment, gdy podczas naszego
lunchu każdy zaczyna zajmować się sobą. Ja ten czas wykorzystuję nad
rozmyślaniem oraz obserwowaniu innych. Właśnie wtedy spostrzegłem, że dzisiaj
nie ma Zayna Malika na uczelni. Cóż… ucieszyłem się lekko z tego powodu, bo nie
musiałem ukrywać się i chronić od tego spojrzenia, którego sprawa jest bardzo
poplątana. Wszyscy o niej wiedzą, ale nikt nie chce mi powiedzieć. Nawet przyjaciele,
a co dopiero chłopak! Gdzieś tam w głębi byłem na nich wkurzony.
Może Zayn Malik… w zasadzie nie wiem co może. Nic
ciekawego nie przychodzi mi do głowy. Ba, nawet nic nie-ciekawego mi nie
przychodzi do głowy. Pustka, echo obija się o ściany.
-Hej, Kocie. – poczułem ciepły oddech na
policzku. Odwróciłem się lekko i napotkałem szmaragdowe oczy. Lekko musnąłem
usta Harrego.
-Hej. Jak tam? – lekko się uśmiechnąłem obejmując
chłopaka z kręconymi włosami w pasie. – Może brzoskwini? – nadziałem na widelec
mały kawałek owocu i nakarmiłem nim Stylesa. Chyba musiało to wyglądać
komicznie, ale nie przejmowałem się tym.
-Ym, dziękuję. A tu dobrze, jak zawsze. – cicho
roześmiał się. – Nudziło mi się, więc przyszedłem do Ciebie.
-Dobrze zrobiłeś. – ucałowałem Harrego we włosy i
ponownie wybrałem z plastikowego naczynia kawałek owocu, który posłałem ku
chłopakowi obok. Pierwsi studenci zaczęli opuszczać stołówkę.
-Ugr, czemu ta godzina tak szybko mija a wykłady
się dużą? – odezwał się Niall kończąc swój posiłek.
-Wszystko co dobre, szybko się kończy, kochanie.
– skwitował Liam podnosząc się z krzesła.
-Nie chce mi się wstawać. Tak mi dobrze u Ciebie.
– powiedział cicho Harry.
-Słodzisz mi. – szepnąłem mu, klepiąc go w plecy
by się ruszył, co zrobił niechętnie. Pozbierałem wszystkie naczynia i ruszyłem z
nimi do miejsca ich oddawania – wielkiego pojemnika w jednym z kątów
pomieszczenia. Gdy ruszyliśmy do sali wykładowej objąłem Harrego.
-Tak lepiej. – usłyszałem z ust Stylesa i lekko
się uśmiechnąłem. Za długo ten spacer nie trwał, bo nasz cel znajdował się
kilka metrów od stołówki. Zajęliśmy z Niamem miejsca pod oknem i
przygotowaliśmy się do zajęć.
-Witajcie w ten piękny, zimowy poniedziałek! –
przywitał nas profesor. Zaczął się niezwykle, kolejny, nudny wykład.
-Myślę, ze muszę iść do ubikacji. – powiedziałem
cicho do Stylesa i udałem się do WC. Na korytarzu panowała cisza, tylko
uderzenie moich stóp odbijało się echem. Pomyślałem, że jest tu naprawdę za
spokojnie. Roześmiałem się sam do siebie. Co
ty gadasz Tommo, co ty gadasz. Załatwiłem to, co miałem załatwić i
przyspieszonym krokiem ruszyłem do Sali. Nie, nie do Sali. Ruszyłem do Harrego,
podśpiewując Jego piosenkę, którą napisał dla mnie – tak myślę, że dla mnie – i
zaprezentował mi ja wczorajszego popołudnia w parku. Wtedy poczułem mocne
szarpniecie w prawy bok.
-Ty skurwielu! Ty jebany pedale! – Zayn Malik
pojawił się znikąd przy moim boku.
Z impetem pchnął mnie na pobliską ścianę.
Poczułem, jak tylnia część mojej głowy uderza w kant. Obraz mi się rozdwoił,
jakby gałki oczne wirowały bezwładnie. Po kilku sekundach wszystko wróciło do
normy. Wtedy poczułem przeszywający ból w czaszce. Odruchowo dotknąłem się owego
miejsce i poczułem na swoich palcach czerwoną, gęstą maź. Przymknąłem oczy.
–Ty
skurwielu! Zajebie Cię! Zobaczysz! – Zayn Malik wykrzykiwał mi w twarz obelgi.
Kurczowo trzymał moją bluzkę. –Co to kurwa jest, że ty masz to, czego ja nie
mogę mieć!? Nie tak do kurwy się umawiałem z tym u góry. – czarnowłosy chłopak
uniósł mnie lekko do góry i ponownie pchnął mnie na ścianę. Ból rozszedł się po
głowie, przez klatkę piersiową do palców u nóg.
–Jak Was
wtedy zobaczyłem… Ciesz się, że wtedy na Ciebie się nie rzuciłem, cioto. –
roześmiał się gorzko. –Myślisz, że mam ochotę na Was patrzeć!? Patrzeć na Ciebie,
na Twoją piękną twarzyczkę i stylowe ubranie!? Patrzeć na Ciebie jak się
obściskujesz z Harrym na uczelni!? Patrzeć na Ciebie i na twoją kurewską
przyjaźń z Niallem i Liamem!? Tak, ich też chciałem mieć tylko dla siebie! Ten,
co ma to, o czym ja pragnę od dawna, nie będzie chodził po tej ziemi! Zrozum
to. – jego głos szumiał mi w głowie. Czułem, jak krew spływa mi po szyi i leci
ciurkiem wzdłuż kręgosłupa. Traciłem przytomność. Nie wyłapywałem sensu
wypowiedzi Zayna.
– Pobicie
na korytarzu w Oxfrodzie. Ze skutkiem śmiertelnym? – spytał ironicznie. –
Chcesz tego!? – wykrzyczał jeszcze bardziej uniesionym głosem. Nic nie
odpowiedziałem. –Ha, milczenie uznam za potwierdzenie. – wtedy poczułem ból w
prawej noce. Czy On mi ją złamał? Z moich ust wydobył się cichy jęk. Cichy, bo
na nic więcej nie było mnie stać. Kolejny cios. Tym razem w brzuch, tuż pod żebrami.
Fala bólu ogarnęła całe moje ciało. Moje ręce uniósł do góry i plunął mi w
twarz. Kolejny cios. Czułem się poniżony. –Takie piękne ręce… Nie pozwolę na
to, by nic im się nie stało.
-Zostaw go! – usłyszałem krzyk. Znajomy krzyk.
Znajomy głos. Dźwięczny, chrypliwy… To głos Harrego. Chyba tak się nazywał.
Odwróciłem się w tym kierunku, skąd dobiegał moich uszu owy dźwięk. Zobaczyłem,
jakby przez mgłę, biegnącego w moim, w zasadzie to w naszym kierunku lokowatego
chłopaka. Poruszał się on niezwykle szybko. Gdy był kilka metrów ode mnie,
zauważyłem, że po policzkach spływają mu łzy, a na twarzy maluje się złość,
agresja. – Ty chuju! Zostaw Go! – wykrzyczał owy chłopak do Zayna Malika i
odepchnął go ode mnie. Bezwładnie opadłem na podłogę. W ciemności, która
zapanowała przed moimi oczami, zobaczyłem, jakby w oddali, jasny punkt.
Witajcie!
Kolejna część za nami - nie byle jaka (aczkolwiek krótka), bo w końcu się dowiedzieliście nieco więcej o Maliku :) Za wejścia, komentarze dziękuję! Na kolejny rozdział zapraszam... w piątkowy wieczór ;)
#1love