poniedziałek, 17 września 2012

Rozdział 18

-Tak mamo, jest wszystko dobrze. – pocieszałem Jay przez telefon. – Zdaje Ci się. Nie, nie mam dziwnego głosu! Mam się dobrze, nic ciekawego się nie wydarzyło do wczoraj. No, po za tym, że mam kolegę w Sali, ale jest bardzo fajny więc jest spoko. Nie mamo, nie jest pedofilem! Boże. On chodzi ze mną do uczelni, Boże… - do sali wszedł uradowany Zayn, który demonstrował przede mnś jakiś dziki taniec radości. Stłumiłem wybuch śmiechu. – Nic się nie stało. Po prostu coś mnie rozśmieszyło. – wywróciłem oczami. – Większe było prawdopodobieństwo, że ty wpadniesz do Atlantyku niż mi coś się stanie w szpitalu. Dobra, dobra. Przepraszam. Cieszę się, że lot minął CI dobrze, ale musze już konczyć, pa. – szybko nacisnąłem czerwoną słuchawkę i rzuciłem telefon do szuflady.
-Zobacz! – wykrzyczał Zayn pokazując mi swoją prawą rękę. – W końcu mogę podziwiać mój kochany tatuaż! – Malik w tym momencie zachowywał się jak dziecko. Zacząłem się śmiać w niebogłosy.
-Oh, tak. Pewnie spędzicie razem upojną noc dzisiaj, wiec może ja się ulotnię stąd? -  Zayn zmroził mnie wzrokiem.
-Jeżeli nie będą Ci przeszkadzać dzikie odgłosy dochodzące spod kołdry, możesz zostać. – powiedział z kamienną twarzą Zayn, na co ja zareagowałem kolejnym wybuchem śmiechu.
-Ty mówisz serio. – skwitowałem i czułem, jak na moich polikach pojawiają się rumieńce.
-Ja nigdy nie kłamię. – odpowiedział Zayn, kładąc się na łóżku.
-Pewnie niedługo Cię wypuszczą skoro pozbyłeś się gipsu.
-Pewnie, może tak. Ty też nie zostaniesz tutaj długo. – odpowiedział Zayn i posłał ku mnie lekki uśmiech, po którym w moim wnętrzu rozlało się ciepłe coś. Odwzajemniłem uśmiech i pospiesznie odwróciłem głowę, by ponownie nie spalić buraka. Ułożyłem się wygodnie na niewygodnym łóżku i oddałem się moim myślom, lekko przymykając powieki.
Nie spałem dzisiejszej nocy za dużo, za to dużo rozmyślałem nad historią Zayna oraz nad jego osobą. Kotłowały się we mnie liczne uczucia – od złości, gniew (to raczej do Harrego) przez współczucie, troskę i miłość do Zayna. Oczywiście nie chodzi tu o miłość, jaką pałają ludzie do siebie, jednak o czysto braterską miłość do Zayna. Chłopak przeszedł dużo w swoim życiu – chodzi mi o tą „psychiczną” wędrówkę. Jedno, drugie odrzucenie, pobicie przez „przyjaciół”. Czy po wyjściu ze szpitala będzie miał z kim się spotykać? W pewien sposób będzie – chciałbym utrzymać i pogłębić tą znajomość. Jednak czy Zayn tego będzie chciał? Osobiście myślę, że będzie chciał. Nie żebym był jakimś egoistycznym dupkiem, który myśli, że wszyscy go lubią i wielbią, ale mam na to kilka argumentów.
1. Zayn ot tak przyszedł do mnie i opowiedział mi historię swojego życia. To coś znaczy – mógł tego nie robić.
2. Skoro się przede mną otworzył to zamierza zerwać ze mną kontakty z chwilą, gdy opuszczę na stałe tą salę? Nie sądzę. Tym bardziej, że ja Go przyjąłem z otwartymi ramionami.
3.  Świetnie się dogadujemy.
Jednak najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że MOI najbliżsi przyjaciele – Liam, Niall i Harry – nie wspominali o Zaynu ani razu w mojej obecności… Liama i Nialla mogę zrozumieć – w końcu nigdy o Nim nie wspominali, ale Harry? Kilka razy prosiłem go o wytłumaczenie całej sprawy, bo już wcześniej coś podejrzewałem. Wszystko zostało wyjaśnione, tylko nie przez tą osobą, którą widziałem w tej roli…
Z rozmyśleń wyrwało mnie ciche stukanie podeszwami butów. Otworzyłem oczy i zobaczyłem sparaliżowaną sylwetkę Harolda Stylesa, który wpatrywał się w Zayna Malika.
-Hej Harreh. – powiedziałem obojętnym głosem spoglądając na zegarek. Była 5 po południu.
-H-hej Loueh. – odpowiedział speszony i ruszył w moją stronę. – Co ON tu robi? – spytał niemal wrogim i ostrym tonem. Pochylił się ku mnie by mnie pocałować, jednak ja zrobiłem lekki unik i musnąłem Go w policzek. Harry znów był zszokowany – nigdy nie odmówiłem wszelkiej pieszczoty, która wypłynęła z jego inicjatywy.
-Leży, nie widzisz? – odpowiedział i usiadłem na łóżku, spoglądając prosto w szmaragdowe oczy Loczka. – Jak tam?
-Nic specjalnego, dzień za dniem i tak leci. – Harry odwrócił wzrok na okno. Poczułem bezsilność. Jest niedobrze.
-Cześć, Harry. – odezwał się Zayn Malik. Styles szybko odwrócił głowę w Jego stronę.
-Hej Zayn. – odpowiedział zakłopotany.
-Może wyjdę? – spytał z grzeczności Malik.
-Nie, czemu? – pospieszyłem z odpowiedzią, gdy zauważyłem, że Harry również chce zabrać głos w tej sprawie.
-Jasne, czemu masz wychodzić. Możesz nawet się do nas dosiąść. – dopowiedział przesłodzonym głosem Harry, który zacisnął swoje palce w pięść.
-Nie, nie. Nie będę Wam przeszkadzał! Pogram sobie na PSP. – poinformował nas Zayn z uśmiechem, który odwzajemniłem. Czarnowłosy chłopak odpalił swoją przenośną konsolę i założył słuchawki na uszy.
-Więc co u Ciebie, Haz? – spytałem, gdy mój chłopak odwrócił się ku mnie.
-Brakuje mi Ciebie, Lou… - odpowiedział smutnym głosem, gładząc mnie po policzku. Omal nie dostałem palpitacji serca, gdy dostrzegłem w Jego oczach tyle miłości. – Nie mogę się doczekać, gdy pójdziemy na piknik do Hyde Parku – taka piękna pogoda, a ty tutaj leżysz bez żadnego celu! Może Cię wypiszą na weekend? Byłoby wspaniale! Tylko oby była pogoda…
-Harry. – przerwałem. – Nie uważasz, że musimy porozmawiać o czymś innym niż londyńska pogoda i pikniki? – spytałem z powagą. Styles odwrócił wzrok i zabrał rękę z mojego polika. Poczułem dziwny chłód na skórze. – Spójrz na mnie. – powiedziałem, łapiąc Curlego za podbródek.
- A czemu mielibyśmy o czymś innym rozmawiać? – jego odpowiedź zbiła mnie z tropu.
-Może dlatego, że za Tobą leży TWÓJ przyjaciel? – odpowiedziałem groźniejszym głosem, niż się spodziewałem.
-Mój BYŁY przyjaciel, więc uważam, że nie musimy o NIM rozmawiać! – wykrzyczał do mnie Styles. W jego oczach dostrzegłem… niepokój? Ale także inne emocje, których było naprawdę wiele – ból, strach… Poczułem jak do moich oczy napływają łzy.
-Albo.. – zacząłem trzęsącym się głosem. – Albo mi opowiesz wszystko co z Nim związane, albo wyjdziesz stąd. Teraz. – powiedziałem, a po moim poliku spłynęła pojedyncza łza, a obraz stał się rozmazany. Harry przetarł swoim kciukiem mój policzek i… i wstał z miejsca, pochylił się by złożyć na moich włosach krótki pocałunek i opuścił moją salę szpitalną. – Harry! – chciałem krzyknąć, ale głos mi się załamał i zapewne było to słyszalne jako cichy szept…
Mój płacz wzrósł na sile. Czułem się odrzucony. Czułem, że Harry nie chce być ze mną szczery! Dlaczego!?
Odrzuciłem głowę do tyłu i oparłem się o ścianę. Zamknąłem oczy i pozwoliłem moim emocjom wydostać się na zewnątrz. Po kilku chwilach poczułem, jak ktoś siada na moim łóżku. Czy był to Harry? Otworzyłem oczy i spojrzałem w owym kierunku, gdzie ktoś siadał. To, co zobaczyłem zbiło mnie z tropu – poczułem jednocześnie zawiedzenia, ale również i miłe zaskoczenie… Zawiedzenie, gdyż nie był to Haz, a zaskoczenie, gdyż niebezpiecznie blisko mnie siedział Zayn.
-Hej, Lou… - zacząłem zatroskanym głosem. – Co się stało? – Malik zaczął ocierać moje łzy.
-Ja-ja nie wiem… bo ja chciałem porozmawiać.. taks szczerze.. ale On nie chciał… On coś ukrywa przede mną! – wyjąkałem z siebie to niezrozumiałe dla Zayna zdanie i rzuciłem się mu na szyję. Chciałem się do kogoś przytulić.
Miedzianoskóry chłopak na początku nie wiedział co zrobić, jednak po chwili zaczął gładzić moje plecy dłonią i szeptać coś do ucha na pocieszenie. Czułem, jak się uspokajam. Czułem, jak negatywne emocje ustępują i robią miejsce dla miłych. Zacząłem odczuwać coś bardzo przyjemnego w brzuchu, coś, z czym nigdy wcześniej się nie spotkałem. Wplotłem rękę w kruczoczarne włosy Zayna i zacząłem się nimi bawić. Moje oczy były wyschnięte – czy płakałem dużej, niż myślałem?
-Lou, co się stało!? Czemu Harry – do sali wpadł Niall wykrzykując do mnie  – wybiegał z płaczem ze… szpitala… - jego ton głosu ze słowa na słowa stawał się coraz bardziej zaskoczony, cichszy… Oderwałem się zszokowany od Zayna i zobaczyłem w drzwiach Nialla oraz Liama, który wpadł na swojego chłopaka.
-Cz-cześć, Zayn – przywitał się Liam, który piorunował mnie wzrokiem. Malik poderwał się z łózka.
-Cz-cześć. – odpowiedział zmieszany. –M-może ja. Musze iść do toalety. – powiedział i ruszył do wyjścia, wymijając Liama i Nialla, którzy stali nadal w progu. Odprowadził Go wzrokiem i poprawiłem się na łóżku, przecierając oczy.
-Hej. – powiedziałem cichym głosem.
-Hej Lou. – powiedział Liam zatroskanym głosem i złożył na moim poliku krótki całus. Tak jak zawsze, Niall uczynił to samo. –Co się dzieje? – spytał Payne siadając koło mnie i obejmując mnie ramieniem, a ja automatycznie położyłem swoją głowę na jego ramieniu. Horan zajął wolne miejsce po drugiej stronie, łapiąc mnie za rękę.
-Jak dobrze, że mam Was. – powiedziałem drżącym już głosem i znów zacząłem płakać. Płakać z bezsilności – z najgorszego, możliwego do wybory uczucia.


Cześć!
Miałem pomysł na fajną notkę od autora pod dzisiejszym rozdziałem ale mi uciekła z chwilą gdy wszedłem na bloggera haha. So kolejny (krótki) za nami, w najbliższy weekend pojawwi się dziewiętnastka :) 
Od ostatniego rozdziału weszło tutaj ponad 1000 osób! Ale fajnie! Normalnie megaaa się cieszę, ze licznik wybija już ponad 10.000 wejść!
lov ya,
#1love
PS powinniście już się przyzwyczaić, że moje rozdziały są krótkie! haha 

niedziela, 9 września 2012

Rozdział 17


Nie wiem co mnie bardziej zszokowało. To, że w drzwiach do mojej sali stał Zayn Malik, który wcale nie miał zamiaru mnie zabijać, czy to, w jakim stanie był chłopak.
Od naszego starcia minęło bardzo dużo czasu –wystarczająco, by moje obrażenia zmniejszyły się do minimum. Domyślałem się, że to, co stało się z Zaynem miało miejsce kilka dni po incydencie na Oxfordzie, lecz jego stan wcale na to nie wskazywał…
Oparty o framugę mulat jedną rękę miał złamaną. Na jego twarzy widoczne były siniaki – małe, jasno fioletowe – zapewne jeszcze kilka dni temu wyglądały one znacznie gorzej. W oczach Zayna malował się ból, mimo, że się nie poruszał. Moje serce ścisnęło współczucie.
Usiadłem w szoku na łóżku, przeczesując włosy. –Hej.. – odpowiedziałem nie pewnie.
-Czy.. czy mogę wejść? – spytał Malik.
-Tak, tak. – odpowiedziałem szybko, wlepiając swój wzrok w jego postać. – Siadaj. – dopowiedziałem, robiąc miejsce dla Niego na moim łóżku. Zayn powolnym krokiem ruszył w moim kierunku i zajął miejsce koło mnie.
-Myślę… - zaczął – myślę, że musimy porozmawiać. – powiedział, podnosząc swój wzrok na mnie. –Nie, nie. Myślę, że ja muszę Ci coś powiedzieć. Wcale nie musisz mieć ochoty, by mnie wysłuchiwać czy prowadzić ze mną jakikolwiek dialog… - złapałem się na śledzeniu ruchu jego pełnych warg. A oczy? Brązowe, mocno brązowe, bystre oczy, w których malował się ból, współczucie… Dokładnie śledziły moją twarz – Zayn chciał wyłapać każdą, nawet najmniejszą, moją reakcję.
-Ale chcę. – odpowiedział pewnie, poprawiając się na miejscu. Czy mam się spodziewać długiej historii? Zayn wypuścił powietrze z ust.
-Pierwszy cel osiągnięty. – powiedział, uśmiechając się krótko przed siebie. Jego twarz wyglądało o niebo lepiej, gdy nie malowała się na niej mordercza chęć zabicia kogoś. Lekko się roześmiałem. –Nie wiem jak zacząć… Chyba po prostu zacznę prowadzić swój kiepski monolog, po którym wszystko stanie się jasne… Mniej więcej… Dobra? – pokiwałem twierdząco głową. Zayn zamknął oczy i po chwili zaczął opowiadać swoim miłym dla ucha głosem.
-Ja i Harry mieszkamy w tej samej dzielnicy, kilak przecznic od siebie. Znaliśmy się od małego. Tak mniej więcej od 6 - 7. roku życia. Poznaliśmy się na placu zabaw, w parku. Kilka wspólnych zabawy w piaskownicy i nasze mamy nawiązały ze sobą znajomość. Minęły lata, razem dojrzewaliśmy… Kolejne sekrety odkrywaliśmy przed sobą… Ale tego jedynego… Tego jedynego nie wyjawiłem Harremu. Że byłem gejem.
Nie mieliśmy dziewczyn. Ja, pewnie domyślasz się z jakiego powodu, ale Harry? Sam wiesz jaki on jest… Mógłby mieć każdą dziewczynę, jaką by chciał. W naszych relacjach byliśmy bardzo blisko. Nie raz się przytulaliśmy, leżeliśmy razem na kanapie w objęciach. To była trochę inna przyjaźń między chłopakami, niż inne. Wszystko przez te gesty, które miedzy sobą wymienialiśmy. On był moim młodszym bratem, a ja jego starszym. Jednak… to się stało.
Miałem wtedy 16 lat, on 15. Nie spodziewałem się, że będę patrzał na swojego przyjaciela, jak na obiekt pożądań. Jak na osobę, z którą bym chciał dzielić życie… Zakochałem się. W Haroldzie Styelsie, w przyjacielu od niemal 10 lat.
Nie wiem czemu mnie odrzucił. Nie liczyłem na coś, że będziemy parą czy coś w tym stylu. Ba, przecież sądziłem, że Harry jest hetero… Ale tak nie było. Też był gejem. Po kilku tygodniach, w ciągu których starałem się ograniczyć kontakty z Harrym, zdecydowałem się na rozmowę z Nim. O tym co do niego czułem, ponieważ to skrywane uczucie mnie przerosło… Bardzo mnie przerosło. Zdawało się coraz silniejsze, a nie ten pomysł z ograniczaniem bliskości między mną a Harry zabijał mnie od środka. Pewnie pomyślisz, że to głupie, ale tak było.
Spotkałem się z Nim w parku. Było ciepło. Usiedliśmy na jednej z ławek, rozmawialiśmy, śmialiśmy się… Wtedy.. Boże, tyle razy chciałem o tym zapomnieć… To nadal siedzi w mojej głowie. Jakby to stało się wczoraj. Powiedziałem mu o wszystkim… Harry słuchał mnie z powagą, jednak gdy zobaczyłem jego twarz… Po policzkach spływały mu łzy. To mnie zbiło z tropu. Nie wiedziałem, skąd taka reakcja. On… On nic powiedział. Tylko wstał, zacisnął usta i pomachał mi ręką. Jednak to nie było machanie na pożegnanie, tylko takie jak człowiek wykonuje, by druga osoba nic nie mówiła, bo chce mu się płakać. Rozumiesz mnie? Mam nadzieję, że tak.
Kolejne dni były koszmarne. Staczałem się. Nie mogłem sobie poradzić, że straciłem przyjaciela. Trafiłem do szpitala. – Zayn podwinął rękawy swojej piżamy i zobaczyłem blizny. Zrozumiałem wszystko. – Harry tam przyszedł. Jednak ja wtedy nadal byłem w śpiączce. Zostawił list, w którym napisał, że przeprasza za swoje zachowanie; to, co mu powiedziałem przerosło Go – nie to, że jestem gejem, tylko to, że się w Nim zakochałem; sam też się przede mną ujawnił… Nie wierzyłem w to, co czytałem. To nie wyglądało naprawdę. Według mnie to była jakaś marna wymówka, w którą powinienem uwierzyć – tak myślał Harry.
Pewnie pomyślisz, że to wszystko brzmi jak jakaś bajka. Ja sam czasami nie wierze w to, co się wydarzyło. Nadal nie wiem co wtedy siedziało u Harrego w głowie… Czemu on mnie ot tak odrzucił?
Trafiłem na terapię. Jakoś pomogło, ale wtedy przyszły studia i Oxford. Harry dostał się na prawo. Nie wiem jak to zrobił, w końcu jest rok młodszy. Wyglądał inaczej. I fizycznie i… psychicznie. Zawsze uśmiechnięty, radosny, beztroski w zachowaniu… Tak bardzo bolało patrzenie na jego osobę! Wtedy poznałem Nialla. On odmienił moje życie, jednak nie zdawał sobie z tego sprawy…
Przebywałem w Jego towarzystwie każdy dzień na uczelni. W między czasie poznaliśmy bliżej Liama. Tworzyliśmy taką paczkę znajomych – tak jak Ty z Nimi teraz. Zadurzyłem się w Horanie. A Horan zadurzył się w Liamie – z wzajemnością… Ironia, tkwiłem w jakimś trójkącie miłosnym. Z tym, że ja już jeden zawód miłosny przeszedłem – skutek: straciłem przyjaciela. Czy teraz będzie tak samo? Nic na to nie wskazywało, dopóki każdy skrywał swoje uczucia.
Zayn Malik znów postanowił pierwszy ujawnić się. Przed Niallem – z Nim zawsze czułem bliższą więź. Powiedziałem mu to, że czuje coś więcej do Niego. A On powiedział, że ma chłopaka – Liama Payne.
Znowu żyłem cicho krwawiąc. Choć nasza przyjaźń nie była taka jak moja z Harrym – rozpadła się i ona. To, że nie była taka sama, nie oznacza, że wcale nic mnie nie kosztowała. Kolejna próba samobójcza, kolejna terapia…  Wiesz, byłem słaby psychicznie. Kiedyś. Jednak po tych wszystkich przejściach stałem się inny… Z wrażliwego człowieka przerodziłem się w kutasa, który udaje, że jest hetero i umawia się z głupią dziewczyną. W końcu byłem w drużynie piłkarskiej – tam nie przyjmują ciot i pedałów. Myślę, że nie muszę Ci tego jakoś bardziej tłumaczyć.
Kolejny dzień, który zapadł w mojej pamięci? Pojawienie się Ciebie na uczelni. Cholernie mi się spodobałeś. Gdy Cię zobaczyłem z Liamem i Niallem… Poczułem ogromną zazdrość. Widzieć Was jak się śmiejecie, przytulacie… To było okropne. Jednak gdy myślisz, że gorzej być nie może - jest gorzej.
Myślę, że pamiętasz tą sytuację, gdy Was zobaczyłem na spacerze w niedzielne popołudnie? Trudno jej nie pamiętać. Moja zazdrość, która z dnia na dzień była coraz mniejsze, znów spotęgowała do olbrzymich rozmiarów.  To takich, że… że chciałem… chciałem Cię zabić!
Ja… nie wiem… nie wiem jak mogłem się tak zachować! To był impuls! Cholerna zazdrość! Do czego ona może doprowadzić… Chciałbym Cię z całego serca przeprosić. Pewnie pomyślisz, że nie mam w nim uczuć… Jednak mam – one zostają w człowieku, nie zależnie jakiego chama udaje przed innymi… Nie będę miał Tobie za złe, że złożysz pozew przeciwko mnie – w końcu Cię napadłem i  takie tam…
Jednak jedną kare już dostałem. Siedzę teraz tu, obok Ciebie – ze złamaną ręką, posiniaczoną twarzą i licznymi obrażeniami wewnętrznymi. To moi pseudo przyjaciele uczynili. Jeden z Nich był na korytarzu podczas naszej sprzeczki. Usłyszał to, co wykrzykiwałem CI w twarz i rozpowiedział to po drużynie… Pedał w drużynie piłkarskiej? Ha, jasne…
Przepraszam, Louis… przepraszam….
Zayn spojrzał na mnie swoimi oczami, z których leciały łzy. Ja sam otarłem pojedyncze łzy, które spływały po policzku.
-To, że płaczesz teraz mówi samo za siebie. Tu – dotknąłem ręką jego serca – masz uczucia. – lekko się uśmiechnąłem przez łzy i… przytuliłem Zayna Malika.
Po kilku sekundach, czarnowłosy chłopak wzmocnił uścisk miedzy nami. Poczułem jego łzy na mojej koszulce. Co za chwila… Jednak gdzieś tam w głębi, zaczynała rodzić się złość do Harolda Stylesa. Moim zadaniem było wyciągniecie dlaczego odrzucił przyjaźń Zayna.
-Ja wiem, to jest lekko nieprawdopodobne, jednak to tylko zarys całej historii – powiedział Zayn ponownie spoglądając na moją twarz. – Nie miałem zamiaru Cię zanudzać nudną historią z mojego życia…
-Zayn, nic się nie stało… To było… Z resztą – spójrz na mnie jak ja teraz wyglądam.  – Malik roześmiał się lekko. – Cholernie Ci współczuję.. tyle przeszedłeś… ciekawe jak dużo przyjaźni kończy się w taki sposób, prawda?
-Pewnie niemało… - odpowiedział ze smutkiem Zayn…
-Gdzieś tam w głębi czuje taki… taką chęć pomocy Tobie… jednak kompletnie nie wiem jak.. – przyznałem się Malikowi, który roześmiał się.
-Proszę, Lou… chcesz mi pomagać jeszcze? Po tym wszystkim co Ci zrobiłem? – spytał Zayn.
-Tak, chcę. Ja przy tobie to pikuś. Przyjechałem do Londynu i znalazłem wszystko – chłopaka, przyjaciół… A ty to wszystko miałeś i straciłeś… To boli bardziej, niż jakikolwiek ból fizyczny.
-Ah – mruknął Zayn. – Nie wiem czy wspominałem, ale zostaję tutaj. – wskazał na sąsiednie, puste łóżko.


Hejo!
Tak trochę sie dowiedzieliście co i jak ze wszystkimi :D Więc mam nadzieję, że rozdział się podobał, a na następny zapraszam... Tym rozdziałem żegnamy się z tempem dodawania rozdziałów 'dwa na tydzień', więc kolejną część zaserwuję Wam w weekend, który już za 6 dni!
Dziękuję za wejścia (ponad 9000 tysięcy!) i ponad 200 komentarzy! Dla mnie to osiągniecie, jak na pierwsze fan fiction ^^
Do napisania!
PS obiecane dodatki nie pojawią się tutaj :)))))
PS2 w mojej głowie pojawiły się pomysły na rozbudowanie fabuły :)))))

środa, 5 września 2012

Rozdział 16

W 21 dniu, 10 godzinie i 34 minucie po przebudzeniu na salę wkroczyła moja mama.
-Hej Lou! – podeszła do mnie, całując mnie w czoło. – Jak się dzisiaj czujesz? To dobrze, że dobrze. – nawet nie zdążyłem otworzyć ust, by odpowiedzieć na zadane mi pytanie, a Jay kontynuowała swój, póki co, monolog. Swoja drogą, zdawała się być lekko podekscytowana. – Więc słuchaj. Ja tylko dzisiaj wpadłam na chwilę, bo widzisz… - zawahała się.
-Hej mamo, miło Cie widzieć. – wtrąciłem i posłałem ku niej radosny. – Więc gdzie się spieszysz? – spytałem, siadając na łóżku. Dzięki Bogu, w 6 dni po przebudzeniu, zostałem odpięty od wszelkich aparatur i przeniesiono mnie na zwykłą, dwuosobową salę. Mimo to, od początku drugie łóżko było wolne. –Za 3 godziny lecę do Ameryki. Po dziewczynki. Przylecimy w weekend.
-To świetnie! Zobaczę moje kochane siostrzyczki! – wykrzyczałem uradowany.
-Och, nie wiem czy aż tak świetnie… - odpowiedziała. – Nie mam serca, by Cię tu zostawić… W szpitalu, na te kilka głupich dni bez mojej opieki… - roześmiałem się, jednak szybko opanowałem się.
-Mamo. Dzisiaj mamy środę. Weekend jest za 3 dni. To tylko 3 dni. Przy moim stanie zdrowia nie ma się czym martwić. Swoja drogą, nie rozumiem po co tu mnie jeszcze trzymają. – odpowiedziałem, gładząc dłoń mamy.
Naprawdę tego nie rozumiałem. Bo naprawę czułem się już świetnie! Wszelkie siniaki znikły z mojej skóry, a gips, który miałem na nodze wcale nie był uciążliwy, ponieważ złamana była kość piszczelowa. Mimo, że było to złamanie w dwóch miejscach, gips otaczał tylko i wyłącznie łydkę. Cieszyłem się z tego, ponieważ nie utrudniało mi to w hulaniu po szpitalu. A głowa? Mój mózg jest cały, kości czaszki też, a włosy które straciłem przez konieczność ich wycięcia by założyć szwy (których również już nie było) również odrosły na odpowiednią długość, by się nie wyróżniały na głowie. Było ze mną już wszystko w porządku, więc nie widziałem sensu w tym, że kolejne dni nadal spędzałem w szpitalu. A może lekarze cos przede mną ukrywają?
-A po za tym, zapomniałaś o Harrym, który siedzi u mnie co najmniej pół dnia oraz o Liamie i Niallu, którzy są ze mną przez drugie pół dnia. – byłem im niezmiernie wdzięczny za to, że poświęcają tyle czasu mojej osobie! Jak opuszczę te szpitalne mury, muszę pomyśleć nad sposobem, w jaki im podziękuję… -Więc nie marudź, tylko leć po moje księżniczki. – lekko pstryknąłem mam w nos, na co się roześmiało.
-Szczerze mówiąc, nawet bez twojej błagalnych wypowiedzi bym po Nie poleciała. – Jay roześmiała się ponownie, a ja wytknąłem w jej stronę język.
-Więc o której wylatujesz?
- Po 5 mam wylot, więc na 4 muszę być na Heathrow. – spojrzałem na zegarek, który wskazywał 2:13
-Och, to musisz się zbierać. – mama przytaknęła głową.
-Jeszcze muszę jechać po walizki do Simona. – wtrąciła.
-A kiedy przylecicie i na ile?
-Będziemy tutaj w sobotę w południe i zostaniemy na tydzień. – mama powiedziała zostaniemy. Czyli, że decyduje się mnie już opuścić?
-Czyli w przyszłym tygodniu wylatujesz do Ameryki, tak? – spytałem, a mama przytaknęła z uśmiechem, jednak na jej twarzy przez chwilę zagościł grymas smutku. – Yhm… Dobrze. – posłałem ku niej uśmiech. – Zbieraj się, bo utkniesz w korkach. – zacząłem pospieszać Jay.
-Jasne, jasne. Po prostu masz mnie już dość. – powiedziała z humorem.
-Może. – skwitowałem z poważną miną, jednak długo tak nie wytrzymałem. – Miłej podróży. – podniosłem się z łóżka, by przytulić rodzicielkę i się z Nią pożegnać na te kilka dni.
-Jakby coś się działo, dzwoń, pisz. Czy nawet Harry niech napisze. Ma mój numer. – pokiwałem głową ze zrozumieniem. – Trzymaj się. – mama posłała radosno-smutny uśmieszek ku mnie wychodząc z sali, a ja pomachałem jej.  
Ponownie położyłem się na łóżku ze słuchawkami w uszach i zatraciłem się w temacie, który od kilku dni nie schodził z moich myśli – jak i kiedy powiedzieć mamie, że Harry to mój chłopak… Chociaż nie - w jaki sposób Jej to potwierdzić , ponieważ myślę, że moja mama nie jest ślepa i widzi w jaki sposób wymieniamy z Harrym spojrzenia, jak się zachowujemy w swojej obecności i że musimy czuć dotyk drugiego… Tak zdecydowanie się nie zachowują przyjaciele. Przynajmniej tak twierdzi Liam, który kiedyś opowiadał mi o tym, jak On sam odkrył, że czuje coś więcej do Nialla niż braterską miłość. Jak to Payne określił? W tym temacie ważne są szczegóły – np. te, które pewnie dostrzegała moja mama, a miałem ją za spostrzegawczą osobę.

~2 godziny później~
Ze snu wyrwał mnie wibrujący telefon. Zawsze ustawiałem budzik na 4:30, będąc tutaj w szpitalu, bo przed 5 przychodził Niam. A dokładnie o 4:54 – zawsze się zjawiali o tej porze w środy odkąd leżę na zwykłej sali. Miałem nieco ponad 20 minut, by ogarnąć swoje włosy i siebie samego – nie mam ochoty wysłuchiwać Liama, że znów spałem. Nie moja wina, że w szpitalu nie ma co robić – śpię całymi dniami i nocami, przez co jestem bardziej zmęczony niż wypoczęty…

~20 minut później~
O 4:57 chłopaki weszli na salę. Poczułem się zdesperowany, bo spóźnili się 3 minuty. Popadałem w jakąś paranoję.
-Brawo! W końcu jesteście. 3 minuty spóźnienia. – powiedziałem z ironią i roześmiałem się. – Ciekawe co takiego Was zatrzymało.
-Przepraszamy – wymamrotał Niall. – Musiałem zatrzymać windę, by obciągnąć do końca temu obok – wskazał na Liama, u którego zauważyłem krople potu na twarzy oraz rumieńce. – ponieważ biedulek nie mógł osiągnąć szczytu przez ciągłe biadolenie, o tym, że ktoś nas przyłapie. Stała gadka. – Niall wywrócił oczami a ja popadłem w histeryczny śmiech, a Niall mi zawtórował.
-Szybciej jestem w stanie uwierzyć, że Big Ben się opóźnia niż że wasza dwójka – wskazałem na Niama – „bawiliście” się w windzie szpitalnej. – powiedziałem, gdy razem z Niallem się uspokoiliśmy. Horan przybrał poważny wyraz twarzy.
-Ale ja serio mu obciągałem. Jeszcze mi i jemu stoi. Chcesz zobaczyć? – Liam sprzedał kuksańca Niallowi.
-Nie, dzięki! Wystarczy, że widzę to przez spodnie! – teatralnie zasłoniłem rękom oczy, jednak długo nie wytrzymałem bez śmiechu. – Jestem ciekaw, gdzie wy jeszcze uprawialiście seks… - wymamrotałem. – Ani mi się waż mówić! – wykrzyczałem do Horana, gdy ten otworzył usta, by pochwalić się swoimi seksualnymi przygodami. – Ty niewyżyty nastolatku. – powiedziałem i rzuciłem w Niego poduszką. – Siadaj Liam. – posłałem ku Niemu promienny uśmiech.
-Hej Lou! – podszedł do mnie, jak zawsze lekko speszony w takich chwilach, i przywitał mnie buziakiem w policzek. – Jak się mamy? – spytał, siadając na szpitalnym stołku.
-Oddaję. – powiedział obrażonym głosem Horan podając mi poduszkę. Stłumiłem wybuch śmiechu.
-Dzień jak co dzień. Mama poleciała dzisiaj do LA po dziewczynki, przylecą w sobotę na tydzień.
-O, to świetnie! Zobaczysz siostry w końcu! – powiedział radosnym głosem Liam.
-Taaa – posłałem ku Chłopakom uśmiech – i Harry też był do południa.
-Też mi nowość. – żachnął się Niall, na co Liam spiorunował go wzrokiem.
-Ej, o co Ci chodzi? – spytałem Blondyna. – Nic Ci nie zrobiłem. To ty mi chciałeś pokazywać swojego stojącego fiuta. – odpyskowałem mu.
-Od kiedy ty znasz takie słowa? – wtrącił się zainteresowany Liam. Zmroziłem go wzrokiem.
-Dobra, dobra. Ciężki dzień. Sorry… - wymamrotał Niall. Posłałem mu przepraszające spojrzenie.
- A u Was co? – spytałem z zainteresowaniem.
- Ja mam po prostu jakiś gorszy dzień. Sam się przekonałeś. – odpowiedział Horan.
-A ja tak jak zawsze. – odpowiedział Liam, przysuwając się do swojego chłopaka, by w końcu go objąć.
-Czemu gorszy? – spytałem Horana.
-Nie wiem, tak jakoś. – odpowiedział z lekkim uśmiechem na ustach.
Dzisiejsze spotkanie przeleciało tak jakoś… dziwnie. Zacząłem zastanawiać się, co stało się Niallowi – był mało gadatliwy, nawet mało jadł. Jednak skoro dzisiaj nie chciał puścić pary z ust, nie chciałem go męczyć. Postanowiłem to zrobić jutro.
-My będziemy się już zbierać, Lou. – odezwał się Liam, gdy dochodziła szósta. – Wiemy, że jest jeszcze wcześniej, ale Niall ma pewną sprawę do załatwiania…  - dopowiedział Payne dziwnym tonem głosu.
-Jasne, nie mam przecież wam tego za złe! – odpowiedziałem z udawanym optymizmem. Choć myślę, że nie do końca udało mi się ukryć swoje prawdziwe emocje, ponieważ Liam na chwilę zmarszczył brwi, jakby coś go zdziwiło i nad tym się zastanawiał. –Jak Wam się spieszy, to idźcie. – uśmiechnąłem się do Nich.
-Dzięki… To do jutra. – odpowiedział Liam i przytulił mnie na pożegnanie. Tak samo uczynił Niall nim wyszli z sali.
Owszem, odpowiedziałem udawanym optymizmem. Ale nie miałem im za złe za to, że już idą, ale dlatego, że wszyscy wokół mnie mają tajemnice! Przyjaciele, chłopak… Jeszcze Liam i Niall mogli się jakoś dogadać co do wersji, jaką mają mi przedstawić, a nie - jeden zaprzecza drugiego. Poczułem się… oszukany? W pewien sposób.
Z powodu narastającej złości, położyłem, wręcz rzuciłem się na szpitalne łóżku, które w dziwny sposób zaskrzypiało. Wtedy też usłyszałem dźwięk rozsypujących się chipsów, które chłopaki przynieśli i przekąszaliśmy podczas rozmowy. Walnąłem pięścią w materac. Z niechęcią podniosłem się z niewygodnego legowiska i zacząłem sprzątać jedzenie z podłogi.
Po zakończonym sprzątaniu swojego tymczasowego „Pokoju” ponownie położyłem się na łóżku, lekko przymykając oczy i pocierając skronie. Spokój zakłóciło mi pukanie do drzwi. Lekko podniosłem się, by spojrzeć, kto przyszedł mnie odwiedzić. Zza drzwi wyłoniła się sylwetka Zayna Malika.
-H-hej… - powiedział niepewnie czarnowłosy chłopak.


Witojcie!
W końcu dodałem kolejny rozdział. Przepraszam za to opóźnienie! Chyba zacznę stosować na sobie jakieś kary cielesne za nie dotrzymywanie terminów...
Kiedy zaprezentuję siedemnastą część? Sam nie wiem. W weekend. Ale sobota czy niedziela - nie mam pojęcia. Śledźcie mój profil na tt (@polczynn), gdzie poinformuję przy piątku, kiedy poznacie dalsze losy bohaterów :) 

Dziękuję, za grubo, ponad 8000 wejść i komentarze! Jesteście super!
much of love xoxo
PS postanowiłem rozbić ten rozdział na dwie części, więc pojawi się o jeden rozdział więcej niż przewidywałem :)

sobota, 1 września 2012

Rozdział 15


Ciężar na klatce piersiowej rósł, przez co stawał się coraz bardziej niekomfortowy. Suchość w gardle i na ustach tylko potęgowała ten stan. Powoli, z ogromnym oporem ciężkich powiek otworzyłem je. Ten biały blask, który zaatakował moje źrenica był niezwykle jasny. Chciałem osłonić dłonią moje oczy, jednak podnosząc rękę nagle szarpnęło coś nią raptownie w dół. Poczułem bezradność – przecież w Raju miało być tak pięknie… Może trafiłem do Piekła? I to uporczywe pikanie, które dochodziło do moich uszy. Zamknąłem na chwile oczy i ponownie je otworzyłem po kilku sekundach. Tym razem mogłem zaobserwować wszystko, co mnie otaczało.
Otaczały mnie lekko niebieskie ściany, na które wlewało się jasne światło pochodzące od lamp zawieszonych na białym suficie. Naprzeciwko mnie znajdowała się szklana ściana z przesuwanymi – tak myślę – drzwiami. Pod inną zaś zagospodarowano miejsce na biurko. Ja zaś leżałem na dużym, jednoosobowym łóżku, które było wygodne. Jedna z moich nóg była zawieszona do ramy owego legowiska. Może jednak trafiłem do Nieba? A te wszelkie rurki, które były doprowadzone do mojej lewej dłoni to tylko jakaś aparatura mająca na celu przyzwyczajenie mojego ludzkiego ciała do życia w Raju?
Z moich ust wydobył się cichy, słaby jęk. Chciałem prawą ręką przeczesać włosy, jednak wtedy poczułem, że coś ją ugniata. Leniwie spojrzałem w owe miejsce i zobaczyłem skuloną postać siedzącą na drewnianym stołku, a leżącą na moim ciele. Jej bujne loki rozlane były na mojej nagiej klatce piersiowej. Bujne, kasztanowe loki. Znajome mi loki, spod których dostrzegłem piękną i młodą twarz. Twarz Harolda Stylesa.
Czemu On tu jest? Tutaj na Górze. Albo na Dole… Czy jego uczucia były na tyle silne, by pójść ze mną wszędzie? Nawet na drugą stronę życia?
Moich uszów doszło ciche pochrapywanie. Harry spał na moim torsie. Wyciągnąłem rękę spod jego ciała, jednak włożyłem w to o wiele więcej siły niż się spodziewałem. Po kilku chwilach odpoczynku, przeczesałem te bujne włosy Loczka i pogładziłem go kciukiem po policzku. Chłopak poderwał się z przyspieszonym oddechem oraz z przestraszonym wyrazem twarzy. Wpatrywał się we mnie przez kilka sekund, po czym po jego twarzy spłynęły pojedyncze łzy.
-Louis! – chłopak rzucił się na moją szyję. – Obudziłeś się! W końcu! – Harry złożył na moim policzku pocałunek, a chwilę później poczułem w tym samym miejscu jego łzy.
-Dla-aczego… pł-aczesz? – powiedziałem ciszej, niż się tego spodziewałem. Suchość w gardle nie pozwalała mi na nic więcej.
-Bo się obudziłeś Louis, obudziłeś… – Harry otarł swoje łzy i posłał ku mnie swój piękny uśmiech, który zapamiętałem doskonale z moje ludzkiego życia.
-Ale.. ale przecież… - chciałem przełknąć ślinę, ale zwyczajnie jej nie miałem.
-Poczekaj, dam Ci wody. – chłopak podbiegł do owego biurka, które zauważyłem wcześniej i wziął z niego szklankę wody z rurką. –Napij się. – Harry podniósł lekko moją głowę, bym znalazł się w bardziej komfortowej pozycji do picia. Wyłapałem ustami rurkę i wziąłem kilka dużych łyków zimnej wody, który doskonale ugasiła pragnienie.
-Od razu lepiej. – powiedziałem nieco głośniej. –Dlaczego tu jesteś? – spytałem z niedowierzaniem.
-Wszyscy są. Przyleciała Twoja mama, Lou. Śpi teraz u pielęgniarek, które SA tutaj wyjątkowo uprzejmie. A Liam i Niall przyjdą po szkole. – Harry przybliżył swoje siedzisko do mnie i oparł się na łokciach, by obserwować moją twarz.
-To gdzie my jesteśmy do diaska? Czemu wszyscy tutaj są? – spytałem z oburzeniem w głosie.
-Lou, głuptasie. – Harry roześmiał się. – Jesteśmy w jednym z londyńskich szpitali. A myślałeś że gdzie? — spytał z zagadkowym wyrazem twarzy. –Nie. Nie! Wcale o tym nie myślałeś!? – Harry odgadł moją odpowiedź po zakłopotaniu, które odczytał po moich oczach.
-Tak myślałem. Harry! Wtedy… Na korytarzu.. – poczułem napływające łzy do oczu. – Ja czułem się okropnie.. – mój głos zaczął drżeć.. –Malik… On chciał mnie pobić na śmierć! Bo mam ciebie, bo mam Liama… I mam Niall… O co w tym wszystkim chodzi!? – wykrzyczałem do Harrego, uderzając pięścią w materac.
-Ciii… Wytłumaczę Ci to wszystko… - Harry uspokajał mnie, wycierając potok łez, który powstał na moich policzkach. – Przecież CI obiecałem, że Ci wszystko wytłumaczę… -Styles ucałował moją dłoń, którą trzymał w uścisku od jakiegoś czasu.
-Już mi to obiecałeś. Na drugi dzień zostałem napadnięty na korytarzu! – powiedziałem podniesionym głosem do Harrego.
 –Chyba pójdę po pielęgniarki. – odpowiedział stłumionym głosem.
-Nie, proszę. Zostań jeszcze chwilkę. – zatrzymałem Harrego, który wstał ze swojego miejsca. – Przepraszam… Poniosło mnie… Przepraszam.
-W zasadzie to liczyłem na taką Twoją reakcję. – powiedział z uśmiechem na ustach Harry. –Znaczy, że nie będziesz chciał, bym poszedł po lekarza. –odpowiedział speszony, na co ja też lekko się roześmiałem. –Nic się nie stało, Loui.
-Co się działo ze mną? Opowiesz mi tylko to i pójdziesz po te nieprzyjemne Panie w białych kostiumach. – Harry roześmiał się.
-Więc… Przyszedłem. Nie, przybiegłem, bo usłyszałem jakieś wrzaski w sali z korytarza. A Ciebie też już długo nie było… - głos Harrego zadrżał. – Wtedy.. wtedy zobaczyłem Ciebie z Malikiem. I rozpoznałem, że to on tak krzyczał… I się rzuciłem biegiem w Waszą stronę… - po policzku Harrego poleciała pojedyncza łza. – Ja go odepchnąłem… Ale to było takie nierozsądne! Wtedy ty upadłeś z hukiem… Ale ja nie zareagowałem na to! – Harry wykrzyczał to z ogromnym wyrzutem sumienia i żalem w głosie. Jego płacz narastał.
-Ha-harry… Chodź tu. – powiedziałem do Niego otwierając swoje ręce, by się we mnie wtulił. Zarówno ja, jak i On tego potrzebował. Styles zrozumiał o co mi chodzi, i wtulił się we mnie najlepiej, jak tylko potrafił. Ucałowałem jego włosy, by się uspokoił.
- I ja się zacząłem przemawiać z Zaynem… A ty tam leżałeś pod ścianą… Wtedy miałeś atak. Coś jak padaczki, ale to nie było to… Ja podbiegłem… Zayn ze mną. On był przestraszony, bardziej niż ja… Nie wiem czemu… - Harry pociągnął nosem i otarł łzy. – To się skończyło, ale nie oddychałeś.. zacząłem cię reanimować, Malik zadzwonił po pogotowie… i tak tu jesteś… ze złamanymi żebrami, nogą… straciłeś też trochę włosów na głowie…
-Jak trochę? – spytałem z jękiem.
-Tak trochę dużo, ale już włosy CI odrastają… Nim stąd wyjdziesz to będziesz miał tą samą, piękną fryzurę. – pocieszył mnie Harry. – Och, mam dalej Cię informować o twoim stanie zdrowie? – przytaknąłem głową. – Więc… na wskutek upadku doznałeś wstrząsu mózgu… Zagrożona była twoja pamięć… i chyba to wszystko… masz parę siniaków na brzuchu, jednak te już się goją. Jak się czujesz? – spytał z troską.
-Cóż… cud, że żyję. – powiedziałem z uśmiechem.
-Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że już się obudziłeś! Znaczy wybudziłeś, bo byłeś w śpiączce. Dwa tygodnie…
-Ojej. To co dzisiaj mamy? – spytałem z niedowierzaniem.
-Jak nastanie dzień będzie siódmy dzień marca. Tak bardzo przepraszam! Boże, nie wiem czemu tak postąpiłem! – Harry zaniósł się płaczem.
-Ej, Kocie… proszę.. nie płacz, przecież nic się nie stało. Żyję, tak? Wszystko się zagoi w kilka tygodni. Mój mózg i wszystkie inne narządy jak na pierwszy rzut oka funkcjonują dobrze, tak? Badania to potwierdzą. Spójrz na mnie. – Harry spojrzał na mnie swoimi szmaragdowymi oczami. – Dziękuję, że tu jesteś. Dziękuję, że to Ciebie mogłem oglądać zaraz po przebudzeniu. – pogładziłem Harrego po policzku. – Kocham Cię. – zbliżyłem swoje usta do Jego warg i zamknąłem je w pocałunku. – Ups. – szybko przerwałem. – Mój oddech wcale nie musi być idealny do pieszczot takiego typu. – uśmiechnąłem się do Harrego, opierając się czołem o czoło.
-Och, daj spokój. Było idealnie. – powiedział Harry i złączył nasze usta w długi i namiętny pocałunek. – Teraz to już idę po te niemiłe panie. – Harry prychnął stając koło łóżka.
-Już tęsknię…. – powiedziałem z udawanym grymasem niezadowolenia na twarzy.
-To wyobraź sobie co ja czułem przez ostatnie, ponad, dwa tygodnie. – odpowiedział Harry z uśmiechem kierując się ku wyjściu. – A, nie wiem czy Ci wspominałem… - zaczął Styles stojąc w drzwiach. – Zayn Malik też jest w szpitalu. W tym szpitalu. – powiedział Loczek opuszczając pomieszczenie, a ja poczułem, jak moja głowa opata na poduszkę w szoku po usłyszanej wiadomości.
Chciałem pozbierać te wszystkie myśli, które teraz kotłowały się w mojej głowie. Chciałem się zastanowić nad tym, co przeżywał Harry przez ten cały czas. Jak się czuje moja mama? Czy Dziewczynki też tu są? A Liam i Niall – co u Nich? I Zayn… co on tu robi? Co mu się stało?
Chciałem też… nie wiem… podziękować Bogu, że żyję? Chodź nie wiem czy to właściwe… Wyrzekłem się Go, gdy odkryłem swoją orientację… Dziękuję, że żyję. Pomyślałem i przymknąłem oczy.
-Witaj, Lou! Miło Cię widzieć nie-śpiącego! – przywitał mnie radosnym głosem wysoki, szczupły mężczyzna w okularach, obok którego maszerowały dwie pielęgniarki. Zza szklanej szyby Harry odsłonił dla mnie swój szereg białych zębów, a z palców ułożył serce. Na mojej twarzy zagościł niezwykle szeroki uśmiech. Dziękuję, że żyję.


Witajcie Wszyscy!
Kolejny, trochę opóźniony rozdział (wczoraj najbardziej leniwy dzień tych wakacji) oddany w Wasze skromne ręce. Kiedy następny? W poniedziałek lub wtorek po południu. Co do dalszych części, kiedy będą się pokazywały - sam nie wiem, wszystko zależy od mojego planu lekcji.
Dziękuję za komentarze, wejścia i liczę na więcej!
muah
PS widzieliście tą nową ikonkę na moim bloggerskim profilu? *-___*